wtorek, 17 maja 2016

Żyłam jak chciałam?

Wysłałam w piatek maila do kliniki z pytaniem co mam robić z tak wysokim poziomem kwasu foliowego.Wczoraj dostałam odpowiedź od lekarza,Napisał,że kwas rozpuszcza się w wodzie i jego nadmiar jest wydalany, więc nie ma sie czym przejmować.Do do ths, to mam jeszcze powtórzyć badanie i dodatkowo ft 3 i 4 oraz anty tpo. Mój wynik jest prawidłowy, w granicach normy.

Wczoraj sobie trochę powspominałam.Gdy rozpoczęliśmy starania o dziecko zrezygnowałam z mojej ukochanej Capoeiry.Zapisałam się na nią zaraz po rozwodzie.Miałam 30 lat i apetyt na życie;)
Uwielbiałam tą adrenalinkę gdy wchodziło się do roda. Muzyka, energia, walka.Wczoraj oglądałam filmiki na youtubie. Czułam jak szaleją mi motyle w brzuchu;)Czułam pewnego rodzaju podniecenie;)
Mijają cztery lata, a ja ani nie mam capoeiry ani dziecka.Zostało mi tylko berimbau;/





Powiedziałam sobie wczoraj,że już z niczego nie zrezygnuję czekając na dziecko.Niczego nie odłożę na później.Kilka lat temu zrezygnowałam również ze studiów.Odkładałam podyplomówkę z roku na rok.Gdzie, zaraz ciąża, a z brzuchem ciężko będzie zaliczać zajęcia sportowe.W zeszłym roku skończyłam studia.Stwierdziłam,że jakoś sobie poradzę w razie czego.Ze mną kończyła dziewczyna, która zaszła w ciążę dwa miesiące po rozpoczęciu zajęć.Dała radę,skończyła i świat się nie zawalił;)


Cały czas gdzieś tam z tyłu głowy mam,że to dziecko może się nigdy nie pojawić, a ja będę miała pretensje do siebie,że nie żyłam jak chciałam...
A chciałabym kiedyś zaśpiewać jak Frank Sinatra...


6 komentarzy:

  1. Jak ja lubię tę piosenkę...Każda z nas z czegoś rezygnuje, my głównie z wakacji. Ja liczę na to, że będzie czas nadrobić, jeszcze takie stare nie jesteśmy;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację :) ja też muszę wreszcie znowu zacząć żyć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam dźwięki berimbau:-) tez kiedyś trenowałam capo...ale to były jeszcze początki 2002-2003?:-) z dodatkowych studiów tez zrezygnowalam...bo co będzie jeśli? Dobrze, ze podczas pierwszych studiow zrobiam ile moglam to teraz nie jestem tak bardzo w tyle:-) pare p. Dyplomowek juz mam:-) co z tego jak niczemu niemoge piswiecic sie na 100%? Teraz bedzie inaczej:-) zrobie wszystko co moge by bobo zostało ze mna w brzuchu:-) a pozniej bedziemy zdobywać swiat! O.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlatego ja z niczego nie rezygnują. Ani jednych wakacji nie przełożyliśmy. No nie, zeszłoroczne super wakacje przepadły, bo leżałam w szpitalu ratując życie. Ale gdybym nie poroniła, to poleciałabym z brzuchem, na ostatnie wakacje na luzie.
    Wakacje z dzieckiem to coś zupełnie innego. Zwłaszcza, gdy tak jak ja, lubi się leżeć i czytać i spokój, a dziecko lubi bez przerwy gadać. ;)
    No i niestety jesteśmy stare, przynajmniej ja tak się czuję - to ostatnie lata, żeby dobrze wyglądać w kostiumie kąpielowym, żeby łapać komplementy.
    Zawsze może nas dopaść też rak, czy inna cholera. Nie wiadomo, co z nami będzie po tych wszystkich hormonach i manipulacjach cyklem. Nigdy nie wiadomo, które wakacje będą ostatnie.
    Dlatego mimo prób, staram się z niczego nie rezygnować.

    Zrezygnowałam z oddzielnej kuchni, żeby mieć wolny pokój, ale jak jeszcze przez 2 lata się nie uda go zapełnić, to będzie pretekst do remontu.

    OdpowiedzUsuń
  5. crazy-cat-lady18 maja 2016 13:28

    Nie rezygnuj z siebie, ze swoich marzeń. Rób co chcesz i na co masz ochotę. Życie jest tylko jedno.
    Ja żyłam jak chciałam do zobaczenia 2 kresek na teście, później przystopowałam troszkę, a teraz to Młoda mnie stopuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj ja nawet nie chcę liczyć z ilu rzeczy zrezygnowałam, a raczej ile straciłam, ile mi ta dziwka niepłodność zabrała (bo jednak niczego nie oddawałam walkowerem). Do pewnego momentu nie odpuszczałam niczego, ale to się działo kosztem leczenia i mojego pogłębiającego się z roku na rok doła. Robiłam wszystko. Pracowałam. Trenowałam. Podróżowałam. Rozwijałam pasje. Prowadziłam intensywne życie towarzyskie. Potem zmieniłam strategię. A właściwie życie wcisnęło mnie w fotel i się poddałam. Zrezygnowałam prawie ze wszystkiego, poza leczeniem. Fatalnie to przeżyłam, ale powoli krok po kroku odzyskuję siły. Czy żałuję? Hmmm... A czy żałuje się nogi z gangreną, którą trzeba było amputować? Z jednej strony tak, z drugiej wiemy przecież, że bez amputacji byłby koniec.
    Wiem, że nie byłabym tu gdzie jestem (choć jak wiadomo jestem w zawieszeniu na razie, no ale działam, jest jakaś nadzieja), gdybym w pewnym momencie nie postawiła na jedną kartę. Pewnie skończyłabym w tworkach bo u mnie głównie psychiczny dół sprawił, że po tyyyyylu latach zwyczajnie straciłam siły. Byłoby idealnie gdybym potrafiła pogodzić wszystkie sfery życia ze staraniami, ale w moim przypadku było to po prostu niemożliwe.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz;)
Na każdy postaram się odpowiedzieć.Zapraszam do kontaktu!
aranha2205@gmail.com
Pozdrawiam!Skrzydło Motyla.